Listopad 2012, Londyn
O tej porze miasto zasypiało po nocy pełnej igraszek. Odurzeni londyńczycy wracali do domów z rozświetlonych klubów, lekko zataczając się po drodze lub łapiąc przypadkowe taksówki i zmęczonym głosem podając adres. Padał deszcz.
Stukot jej obcasów o chodnik sprawiał, że była doskonale widzialna, a przez cały czas miała wrażenie, że ktoś ją obserwuje.
Szedł za nią cicho, kurczowo ściskając w dłoni broń.
W oddali zahukała sowa, coś zaszeleściło, a ona, wystraszona, nerwowo patrzyła się na wszystkie strony w poszukiwaniu oprawcy. Jednak było zbyt ciemno, by mogła cokolwiek zobaczyć. Wciąż miała nadzieję, że to wszytko to tylko jej wyobraźnia. Po plecach przebiegł jej niechciany dreszcz, gdy z zaułka wyleciał kot. Nerwowo ścisnęła w ręce niewielką kopertówkę, dalej idąc przed siebie.
Na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech. Wiedział, że nie pozostała jej żadna droga ucieczki. Przyśpieszył kroku, nadal starając się pozostać niezauważonym. Jego ofiara przystanęła, by ponownie się rozejrzeć, co stało się dla niej wielkim błędem. Jego palec wskazujący powędrował na spust broni. Uniósł dłoń i wycelował pistolet w postać stojącą przed nim. Kobieta zachwiała się i dotknęła rany na brzuchu, gdy kolejne pociski zatapiały się w jej ciele. Nie zdążyła nawet krzyknąć, bo już leżała na chodniku w kałuży własnej krwi.